Za młody na naukę? WTF?!
Czasami to jednak nie warto na wakacjach czytać wiadomości z Polski, bo tylko się człowiek niepotrzebie denerwuje. Ale w kontekście treku po wioskach Shanów i Palaung, tak mi się parę rzeczy nasunęło…
Otóż w Birmie – państwie uznawanym za tzw. Trzeci Świat – dzieci idą do szkoły w wieku lat pięciu. I od razu zaczynają naukę w trzech językach. Birmańskim, plemiennym (Shan, Palaung, Kachin etc.) oraz angielskim. Uczą się w szkole podstawowej przez pięć lat. Potem wędrują do szkoły średniej. A warunki w wiejskich szkołach podstawowych, jakie mają, są dość przerażające. Otóż w jednej dużej sali, podzielonej (albo i nie) na pięć mniejszych część, siedzą dzieci ze wszystkich pięciu klas. Lekcje prowadzą dwie-trzy nauczycielki. Równocześnie albo na zmienę. Każda grupa – liczące czasem dwie, a czasem dwadzieścia osób – zajmuje się swoimi zadaniami. Matematyka, przyroda, język. Ale często zadania te są głośne, jak na przykład chóralne czytanie z tablicy przez pięcioletnie “pierwszaki”. Ja tam specjalnie empatyczny nie jestem, ale warunków do nauki birmańskim dzieciakom zupełnie nie zazdroszczę. Nie wiem, jak jednak klasa potrafi się skupiać na swoich książkach, zeszytach, obliczeniach, kiedy w tle akurat inna klasa deklamuje wierszyk o tym, żeby myć ręce przed jedzeniem.
Dzieci nie mam i miał nigdy nie będę, więc temat, czy sześciolatki w Polsce pójdą, czy nie pójdą do szkoły, guzik mnie dotyczy.*) Ale jakoś nie czaję, jak te wszystkie celebryty i inne takie mogły wpaść na pomysł, żeby “bronić maluchy”. Przed czym? Przed szkołą? Przed edukacją? To jakaś paranoja jest. Dobrze chociaż, że nie będzie w tej sprawie referendum. Jakby polscy politycy mało kasy w błoto wyrzucali. Tak sobie myślę, że koszt organizacji referendum jest porównywalny do utrzymania wszystkich wiejskich szkół podstawowych w okolicach Hsipaw przez rok.
___
*) A może jednak dotyczy, bo potem taki “obroniony”, niedouczony głąb zostanie politykiem i zacznie mi znów podnosić podatki?