Wisła, Ustroń, TDUJ…
Zdarzyło się jakiś czas temu – w zeszłym roku, w każdym razie ;) – że pojechaliśmy z Łukaszem na kolejny wypad integracyjny Towarzystwa Doktorantów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Obiecałem, że napiszę Wam, co się tam działo – i słowa (wreszcie) dotrzymuję. I w ramach zadośćuczynienia, że musieliście tak długo czekać – również pokażę.
Będzie o czym pisać i co pokazywać. Bo działo się dużo…
Przede wszystkim, byliśmy tam poniekąd służbowo. Bo odkąd zaraziłem kilka osób airsoftem, szefostwo TDUJ domagało się zorganizowania “strzelanki” na wyjeździe. W sumie – dlaczego nie? :)
W airsoft graliśmy jednak dopiero w niedzielę. Wcześniej mieliśmy inne rozrywki. :)
[PIĄTEK, 17/10/2008]
Do miejsca noclegu dojechaliśmy po zmroku. Chwila na rozpakowanie, a potem – impreza. Było parę nowych osób, tzw. “pierwszaków”, więc chwilę zeszło, zanim się poznaliśmy. Jeszcze przy okazji obejrzeliśmy jakieś zdjęcia, chyba z czyjegoś wesela (stąd pewnie moje nikłe zainteresowanie tematem i ogólny zanik pamięci) i wreszcie mogliśmy przejść do części kulturalno-rozrywkowej w stylu dowolnym.
Były szachy, był brydż, gitara. Były tańce, zdarzyły się hulanki, obyło się bez swawoli. Przede wszystkim dlatego, że impreza była absolutnie bezalkoholowa. Jak to na przyszłą elitę naukową kraju przystało. ;)
Grający w brydża wyglądają tak…
A towarzystwo preferujące inne rozrywki – tak:
[SOBOTA, 18/10/2008]
Krótka wycieczka w góry, za krótka jak na mój gust. Natomiast jesienne Beskidy powaliły mnie na kolana swoim urokiem. Wiem, wiem. Ja tam jestem bezkrytyczny, jeśli chodzi o góry, ale zobaczcie sami.
Następnie był park linowy. Ta, wydawałoby się całkiem fajna atrakcja, przez kilka godzin dała nam niezły wycisk.
Nie ukrywam, że pod wieczór, po tych wszystkich wspinaczkach i zwisach, w pewnym momencie miałem ochotę obciąć sobie ręce gdzieś w okolicach ramion. Ledwo byłem w stanie unieść do ust kufel piwa czy tam inny kubek z herbatą. Zastanawiałem się poważne, jak też na drugi dzień od rana będzie nam się trzymało te parukilogramowe repliki do ASG w zmęczonych rękach.
Aha, zapomniałem dodać, że wtedy, tej właśnie nocy, po grillu robionym w prawdopodobnie ujemnej temperaturze, zaczęliśmy grać w Grę. W którą grywamy regularnie do dziś… (Następna sesja 9. stycznia, o ile dobrze pamiętam?)
[NIEDZIELA, 19/10/2008]
To, co chłopaki z TDUJ (i, jak się okazało, dziewczyny również) lubią najbardziej, czyli wyjazdowe rozgrywki airsofta! :)
Zaczęło się od pobudki w iście wojskowym stylu: Godzina piąta, minut trzydzieści… przy akompaniamencie gitary (Oxford) i bębenka (ja). Śpiewaliśmy wszystko, co się dało głośno śpiewać, z szantami włącznie.
Zmęczone dniem wcześniejszym towarzystwo zebrało się zadziwiająco szybko. Do akcji wkroczył dream team do zadań specjalnych, czyli ja i Łukasz. Przygotowaliśmy ekipę do rozgrywek – poczesne miejsce zajmowała w tychże przygotowaniach wojskowa kosmetyka kamuflująca – i pojechaliśmy grać na wynajętym poligonie. Zobaczcie, jak doktoranci wyglądają w mundurach… :)
Po tych rozgrywkach mam jednak pewną osobistą refleksję nad kondycją polskiej nauki. Nie będę się nad tym tutaj rozwodził, jednakże nie jest ona optymistyczna. Dość powiedzieć, że wylosowanie jednej z dziesięciu osób*) – czynność wydawałoby się banalna – wymagała aż trzech prób, aby losowanie można było ostatecznie uznać za skuteczne. Nie chcę być złośliwy, ale zdaje się, że takie rzeczy to już w przedszkolu się robi, a dzieciaki raczej dają sobie radę przy pierwszym podejściu…
A na koniec, krótki fotoreportaż, autorstwa, jak mi się wydaje, Eweliny. Czyli naszego nowego Prezesa. Właściwie to Pani Prezes. Której niżej podpisany gratuluje wyboru na tak poważą funkcję i liczy, że Pani Prezes dopilnuje tej sekcji TDUJ odpowiedzialnej za rajdy, imprezy i ogólnie towarzysko-rozrywkową część studiów doktoranckich. :)
—
*) Precyzując, chodzi o dziesięciu tzw. doktorantów, czyli ludzi z – jakby nie było – wyższym wykształceniem, spośród których ten czy ów za parę chwil będzie miał stopień naukowy… :P