Nowy wynalazek: “weekend pracujący”
Ambitnie przygotowujemy się z Martą do urlopu, nie tylko odliczając dni (jeszcze 36… o, przepraszam, 35 – minęła północ), ale załatwiając różne sprawy związane z tym wyjazdem. Bilety mamy wykupione od połowy grudnia, wizy odebrane na początku stycznia. Ale to był dopiero ten łatwy początek. Okazuje się, że im mniej czasu, tym więcej spraw nam wyskakuje. Stąd o wolnych weekendach mogę zapomnieć przez najbliższy miesiąc…
W piątek odwiedziliśmy znajomą Marty w Toruniu. Poopowiadała nam dużo o Azji, pokazała mnóstwo zdjęć. A miała co opowiadać i pokazywać; w końcu spędziła tam trzy i pół roku, włócząc się od kraju do kraju po prawie całym kontynencie. Dwa dni w zupełnie innym świecie, namiastka tego, co nas czeka za trochę ponad miesiąc. Mnóstwo cennych informacji i praktycznych porad z cyklu “tego nie wyczytasz w Lonely Planet”. :)
Od 18:00 jestem w Warszawie. Jutro… dziś! mam kilka spotkań i całkiem fajnie sobie to poplanowałem. :) Odwiedzę kilku Klientów, w planach mam jedną umowę do podpisania i jeszcze przy okazji tak zupełnie “prywatnie” zajrzę o Uniwersytet Warszawski, gdzie zaprzyjaźniony adiunkt ma dla mnie trochę materiałów do mojego doktoratu. Jeszcze muszę przygotować się do jednego spotkania, bo jest dość istotne. Miałem w planach to zrobić w sobotę, ale jakoś wciągnęły mnie te fotki i opowieści. :)
Tak sobie myślę, że dość intensywny dzień mi się zapowiada. Który zresztą w dużej części i tak pewnie spędzę w samochodzie, stojąc w stołecznych korkach. Miałem już tego przedsmak na końcówce trasy Toruń-Warszawa. Paskudny ten śnieg, nie miał się kiedy rozpadać. :(
OK, czas kończyć na dziś, choć fajnie się pisze. Jest już taka pora, że jak nie pójdę teraz spać, to nawet cztery kawy rano mi nie pomogą. Zostało nam jeszcze tylko pięć tygodnie na wysokich obrotach. Pociesza mnie ta myśl: od 5. marca miesięczny urlop w Indiach i Nepalu! To też będzie miesiąc na wysokich obrotach – zważywszy na trasę, jaką sobie zaplanowaliśmy – ale trochę jakby inaczej. I jest taka koncepcja, że tu, na blogu, będziemy pisać relację z podróży. Na gorąco! Zobaczymy, co z tego wyjdzie. :)
wtorek, 6. lutego 2007
Pracujące weekendy. To znam. Czasami jest bardzo fajnie a czasami tylko fajnie. Zależy jak idzie praca i jaka jest atmosfera.
Wpadłam tu na rozeznanie przy okazji poszukiwania nowej i satysfakcjonującej pracy. Pospaceruję sobie po Twoim blogu i zostawię po sobie ślad.
Miałeś świetny pomyśł z tym blogiem:)
Blogi to fajny wynalazek. I ja go mam :)