“Naukowy Plan Sześćdziesięciodniowy”
Podobno są jakieś wakacje? Niby w radio mówili, ale kto by tam mediom wierzył. Znów siedzę w pracy po godzinach. Co prawda te nasze Najwspanialsze Na Świecie Nowe Biura, w których jesteśmy od tygodnia, są taaakie fajne; piękne, przytulne, przestrzenne, przyjazne i w ogóle, no… najlepsze na świecie właśnie…
…ale bez przesady, nie dlatego zostaję w pracy po 17:00! ;)
Otóż mam silne postanowienie, że zabiorę się wreszcie na poważnie pisanie tego mojego doktoratu i złożę konspekt we wrześniu. Bibliografia zebrana, więc najgorsze za mną. Teraz trzeba po prostu pisać, pisać i jeszcze raz pisać.
Próbowałem przez ostatni semestr w domu, ale tam ciągle mnie coś rozprasza. A to znajomi ciągną na piwo; a to rower cicho popiskuje w kącie, żeby go wreszcie wyprowadzić na jakiś długi spacer; a to nowy film science-fiction w kinie grają; a to wydali nową książkę Terry’ego Pratchetta i mam nieodparte wrażenie, że życie mi się zawali, jeśli jej natychmiast nie przeczytam… I tak dalej. Pretekst, żeby nic nie robić znajdzie się zawsze, o to już mogę być spokojny.
Stwierdziłem więc, że spróbuję w firmie po godzinach. A nuż nie znajdę żadnych wymówek? Zaopatrzyłem się we wszystkie dostępne albumy The Alan Parson’s Project, zabrałem z domu wszystkie płyty Pink Floydów, jest też trochę Dire Straits i U2. Tworzyłem przy tym magisterkę, fajnie się pracowało. Muzyka na maksa nikomu to nie przeszkadza, bo po 17:00 nikogo w całym budynku już nie ma. Od dziś codziennie na dwie godzinki po pracy wyłączam komórkę, przeglądarkę WWW i program pocztowy. I do dzieła! Do 30 września pozostało już tylko 59 dni!
Poniżej jeszcze coś, co mnie trochę natchnęło, żeby wreszcie się zabrać za pracę naukową. Wystarczy kliknąć w obrazek, żeby go sobie obejrzeć w powiększeniu. A naprawdę warto. :)
I jeszcze w sumie dołożyłem sobie taką specjalną motywację. Jak już napiszę i złożę w terminie, co tam mam napisać i złożyć w terminie – to pojadę sobie w nagrodę tak koło 20 grudnia na świąteczny urlop do Tajlandii, o! Na cały miesiąc! Jak szaleć, to szaleć! :)
Hmmm… Boże Narodzenie w Bangkoku, a Sylwester 2007 na plażach Pukhet? Już mam wizję tych drinków z palemkami serwowanych przez urocze Tajki…
Aż normalnie nagle chce mi się pisać! :)