Moje TOP5, czyli góry, wieżowce i stanowiska archeologiczne
We wczorajszym wpisie opublikowałem swój ranking pięciu odwiedzonych podczas podróży miejsc, które zrobiły na mnie największe wrażenie. W sumie nietrudno było zgadnąć, które miejsca są moje, prawda? :)
1. Jordania – Petra
Za jeszcze jeden spacer Siq’iem dałbym się dziś pokroić :) Bo tu właśnie, w ruinach cywilizacji Nabatejczyków, czułem się jak prawdziwy Indiana Jones. I to nie tylko ze względu na scenerię wykorzystaną w filmie. Ale głównie wtedy, kiedy całymi dniami eksplorowaliśmy rozrzucone na ogromnej powierzchni grobowce, docierając tam, gdzie docierało w sumie niewielu turystów. No, i oczywiście nie można zapomnieć o tych tresowanych dinozaurach, co do których mam pewną teorię…
2. Maroko – Jebel Toubkal
Wiadomo, góry. A do tego najwyższy jak na razie szczyt, na jaki wlazłem! Niestety, nie mogłem w tym rankingu umieścić doliny Kali Gandaki w Nepalu, bo umówiliśmy się z Ewą, że bierzemy pod uwagę wyłącznie miejsca, gdzie byliśmy wspólnie. Ot, żeby Wam aż tak łatwo nie było. :)
3. Malezja – Petronas Towers
Dwie wieże w Kuala Lumpur – poza oczywistymi, a wyraźnymi skojarzeniami z ubraną w obcisły kostium Catherine Zeta-Jones – są to dla mnie swego rodzaju symbolem azjatyckiego “downtown”. Z tym zaś pojęciem kojarzą mi się biznesowe centra Bangkoku, Jakarty czy Singapuru. Dalekowschodnie “downtown” ma swój niepowtarzalny, niesamowity klimat, który uwielbiam; klimat, gdzie w cyberpunkowym stylu najświeższe osiągnięcia techniki mieszają się z wielowiekową tradycją, a kontrast pomiędzy ultranowoczesnym biurowcem międzynarodowej korporacji a straganem na kółkach z lokalnym jedzeniem prowadzonym przez samotnego tubylca po prostu powala na kolana… Wrażenia ze zwiedzania, zwłaszcza nocnego, tego egzotycznego “downtown” mają się nijak do zwiedzania takich dzielnic w świecie ogólnie pojętego Zachodu. Z niecierpliwością oczekuję na Hong Kong, Szanghaj i Manilę. Tę ostatnią to zobaczymy chyba prędzej, niż nam się wydaje.
4. Meksyk – Palenque
Moje spotkanie z kulturą Majów było gwałtowne, męczące – właśnie wysiadłem z klimatyzowanego busa, a dosłownie godzinę wcześniej pływałem w orzeźwiająco zimnych wodach Agua Azul – jednak niezapomniane. Gorąca, wilgotna i duszna dżungla Jukatanu stała się doskonałą, niemal namacalną, oprawą do spotkania z tematem, który pod koniec “podstawówki” zajął mnie dość intensywnie na jakieś dwa lata (i którego znajomość w efekcie pozwoliła mi zdać celująco maturę z historii bez zbędnego obciążania sobie pamięci datami powstań listopadowych i innych takich pierdół) – cywilizacjami prekolumbijskimi.
5. Indonezja – Bromo
To był pierwszy aktywny wulkan, na który się wspiąłem. W każdym razie czadowo dymił, kiedy stałem na jego krawędzi i myślałem sobie o tym, co by to było, jakbym się tak na ten przykład niechcący ześlizgnął z krawędzi. Nie bez znaczenia był też fakt, że wszystko działo się w kolejne moje urodziny, które spędzałem gdzieś daleko, daleko.
Dodam na koniec, że zadanie było cholernie trudne. Teraz, raptem po 24 godzinach, na ten przykład kompletnie nie potrafię uzasadnić, dlaczego wyleciały z mojego zestawienia meksykańskie cenoty, jordańska Wadi Rum czy egipska rafa koralowa na Synaju (którą z poświęceniem ratowałem)…
Niestety, Ewa uparła się tylko na pięć takich miejsc.
piątek, 14. sierpnia 2015
Zaskakujący wybór…dodaj więcej, może załapie się coś z moich ulubieńców :)
piątek, 14. sierpnia 2015
nie mam pojęcia, czy udałoby mi się zrobić listę TYLKO TOP 5. jest tyle miejsc i każde ma coś w sobie…
Sądzę, że Bromo na pewno by się na niej znalazło – na Petrę cały czas czekam, bo jeszcze tam nie dotarliśmy :(, ale mam ogromną nadzieję, że mnie nie rozczaruje.
sobota, 15. sierpnia 2015
Same rodzynki świata :)
wtorek, 18. sierpnia 2015
Super zestawienie, chociaż każdy podróżnik miałby pewnie swoje top 5. Ja zrobię swoje zestawienie pod koniec życia, gdy już wszystko zobaczę, dla potomnych ;)