Camo Party, czyli wojskowe misje w Lesie Chorowickim
Mimo paskudnej pogody (strugi deszczu jak w Kambodży – jak podsumował jeden z uczestników) w sobotę odbyło się zapowiadane Camo Party. Wzięło w nim udział kilku moich znajomych z TDUJ oraz kilkanaście osób z portalu Goldenline.
Organizacja Camo Party wymagała od nas trochę przygotowań technicznych…
i koncepcyjnych.
Opłaciło się. Cała impreza wyszła świetnie. Ale po kolei…
Na początek, kiedy wszyscy już dotarli do miejsca zbiórki, podzieliliśmy uczestników na dwie drużyny: “Terrorystów”…
i “Żołnierzy Bundeswehry“.
Różnili się każdym możliwym szczegółem: umundurowaniem, uzbrojeniem, a nawet – jak się okazało przy jednym scenariuszu – temperamentem i podejściem do gry. Na przykład w trakcie rozgrywek Capture the Flag (gdzie zadaniem jest zdobyć flagę przeciwnika, równocześnie nie dopuszczając, by przeciwnik zdobył naszą) w drużynie “Terrorystów” nie miał kto bronić flagi, bo wszyscy rwali się do ataku; natomiast w drużynie “Żołnierzy” wszyscy koniecznie chcieli zostać na tyłach. Co ostatecznie – żeby oddać sprawiedliwość “Żołnierzom” – i tak nie przeszkodziło im przejąć flagę “Terrorystów”. Być może to była jakaś przemyślana taktyka? :) Drużyny miały także różne cele misji w poszczególnych scenariuszach. Na przykład “Terroryści” mieli za zadanie wysadzać w powietrze obiekty bronione przez “Żołnierzy”; za to “Żołnierze” musieli odbijać przetrzymywanych przez “Terrorystów” zakładników. W ciągu ponad pięciu godzin rozegraliśmy w sumie cztery scenariusze, na piąty nie starczyło sił i cierpliwości do pogody. Cała impreza wyglądała jak poniżej:
Jak pisałem, przygotowanie imprezy dopiętej na “ostatni guzik munduru Bundeswehry” :) bardzo się opłaciło. Bo komentarze w wątku poświęconym organizacji imprezy naprawdę napawają optymizmem. Wygląda na to, że sobotnie Camo Party stało się nową, świecką tradycją. :) Dwie następne soboty są już praktycznie zarezerwowane.