Waty, Songkran i hiacynty
W Bangkoku spędziliśmy trzy bardzo aktywne dni i cztery mocno rozrywkowe noce. Co prawda końcówki ostatniej nie pamiętam z powodu ryżowej whisky i dwóch rosyjskich towarzyszy moich trzydziestych urodzin, jednak cały pozostały czas pobytu w tym egzotycznym mieście wykorzystałem na tzw. maxa. ;)
W ciągu dnia moim ulubionym zajęciem było pływanie tramwajem wodnym po Chao Phraya i fotografowanie hiacyntów, które opanowały tę rzekę jak chwasty. W ogóle całe dni spędzaliśmy na włóczeniu się po cholernie trudnym do nawigacji mieście i zwiedzaniu możliwie dużej liczby zabytków (głównie watów). Wieczory oraz noce spędzaliśmy głównie na Khao San, na ogólnie pojętych rozrywkach, w tym wsuwanie niesamowitych ilości phat thai. :)
Tak na marginesie, Bangkok jest miastem, które ma najciekawsze życie nocne ze wszystkich miast, jakie do tej pory odwiedziłem. Mam chytry plan niedługo tam wrócić; przynajmniej dla pewnych dwóch rzecz, których nie udało mi się tam zrobić przy okazji ostatniego pobytu.
I nie, nie są to te dwie rzeczy, o których właśnie myślicie. :>
czwartek, 11. lutego 2010
Widzę, że ktoś tu zaczyna realizować swoje noworoczne postanowienia. Ładnie, ładnie….szczególnie zdjecia.:)
Powodzenia z reszta postanowień!
czwartek, 11. lutego 2010
No, ten pokaz slajdów za 5 dni tak mnie zmobilizował. Ty wiesz, że wstępnie potwierdziło… 50 osób! :)
wtorek, 16. lutego 2010
W kontekście przygotowań do slajdów sobie przypomniałam, że mamy do nadrobienia jeszcze dwie inne rzeczy! Wspólnie masaż, bo przez moje oparzenia nie udało się go zorganizować, a Ty masz do zrobienia tatuaż.:)Choć może ten Rozsądek, o którym gdzie tu wspominałeś, znowu się odezwie, przy kolejnej wizycie w Mieście Aniołów.:)