Czy warto odwiedzić pływający targ niedaleko Bangkoku?
Targ to miejsce, gdzie na straganach sprzedawcy rozkładają swoje produkty. Taki plac, na którym codziennie coś się dzieje, albo przynajmniej dwa razy w tygodniu. W Skawinie, niedaleko naszej wsi, targowe dni to czwartek i sobota. Żeby zakupić warzywa, owoce, miód z przydomowej pasieki, czy grzałkę na wyjazdy, należy się w te dni udać tamże. W inne dni nie ma wszystkich straganów. Na Kleparzu w Krakowie, to kolejny trag, który znam, można kupić nawet sery domowej produkcji. Oprócz jedzenia są też ciuchy, sprzęty domowe. Krótko mówiąc: “Cud, miód i powidło”. A teraz wyobraźcie sobie, że po takim targu trzeba pływać, bo wszystko sprzedawane jest z łodzi, albo my musimy podpłynąć do stanowiska łodzią, bo targ położony jest nad kanałem! I co wtedy?
Wtedy szybko znajdziemy się w Tajlandii, w okolicach Bangkoku. To tam w odległości coś ponad 100 km znajduje się targ pływający, Damnoen Saduak, który odwiedziliśmy podczas krótkiej wizyty w Bangkoku, w drodze do HKG. Jest to przykład na to, że czasem warto przesiadać się w miejscu, w którym już byliśmy, bo wiadomo, że nie udało się nam zobaczyć wszystkich atrakcji miasta i jego okolic. A sami wiecie, ze jeszcze kilka nam zostało.
Kasy i kłótnia z Pana przy kasie
Wracając do tematu. Pojechaliśmy na ten najbardziej popularny. Taksówką spod naszego hostelu. Powód był prozaiczny, niewiele czasu. Późnym popołudniem mieliśmy lot do Hong Kongu, więc woleliśmy się nie spóźnić z powrotem. Gdybyśmy mieli więcej czasu pewnie pojechalibyśmy autobusem, bo uwielbiamy się trochę po trudzić, pokombinować czy zwyczajnie korzystać z publicznego transportu. Targu nie widać z przystani. Widać tylko nie wielkie wystające kasy. Ciężko jest wiedzieć dokąd pójść na początek. Taksówkarz wysadził nas na pierwszym lepszym parkingu i od razu dwie Panie, żeby nie napisać „nas dopadły”, napiszę serdecznie i otwarcie nas przywitały. Tak mocno nas namawiały, że o mały włos uwierzyliśmy, że cena za łódkę jest tak wysoka. O jak byśmy się zdenerwowali, gdyby nie odezwał się w nas ostatni rozsądek super podróżnika. Tomek stwierdził:”Nie ma bata, żeby tutaj był tylko jeden punkt wynajmu łódki!”.
Pani, która próbowała nas przekonać do zakupu biletu w jej kasie, mało nie wybuchła! Próbowała mnie, prawie ręko-czynnie, zatrzymać. Tomek mi świadkiem, że drugi raz zostałam tak wyprowadzona z równowagi. Pierwszy raz był w Maroku na pustyni. Wracając do tematu kas i Pani, która siłą przekonywala klientów, poszliśmy trochę dalej. W sensie dosłownym. Kilka kroków dalej.
I zgadnijcie co?! Nasza indywidualna łódka, za połowę ceny
Okazało się, że da się taniej. No to zaczęliśmy naszą wycieczkę. Na początku chlapało dość, śmierdziało benzyną i generalnie tłok był. Po Jeziorze Inle ciężko było spodziewać się przebicia tamtej atrakcji, ale naoglądałam się tylu zdjęć z tego typu targów, że chciałam ten targ zobaczyć, więc popłynęliśmy dalej. Było lepiej, ale za koszt fajnych zdjęć trzeba było być mocno cierpliwym i wciąż odmawiać zakupu „cudu, miodu, mydła i powidła”. Kupić można tam wszystko: jedzenie, słodycze, pashminy, szale, zieloną herbatę, maść na piękną cerę i inne biżuteryjne cudeńka.
Szału nie było, bo przy zwiedzaniu birmańskich atrakcji, ciężko było je przebić takim targiem. Na szczęście pad thai smakował tak samo dobrze, więc wszystko razem określam jako całkiem fajny dzien spędzony po raz kolejny w jednym z naszych ulubionych miast azjatyckich.:)
Zapraszam do galerii, która mieści bodaj najwięcej portretów ze wszystkich wcześniej prezentowanych. A dlatego, że najbardziej podobały mi się osoby sprzedające i pływające na swoich łodziach. Zresztą sami zobaczcie. Często mocno zmęczeni, a po dłoniach widać, że przepracowali na takiej łódce wiele lat.
[Not a valid template]
poniedziałek, 7. marca 2016
Jaka super zdjęcia i przygoda;)
czwartek, 24. marca 2016
Ano!
poniedziałek, 7. marca 2016
Ciekawe, straganik na łódce wygląda uroczo ;) Nie wiedziałam, że takie targi istnieją. Ale widać też, że to ciężka praca.
czwartek, 24. marca 2016
Zdecydowanie ciężka praca, widać po zniszczonych dłoniach i skórze spalonej słońcem…
poniedziałek, 7. marca 2016
Mnie jednak bardzo kusi ten wodny targ i nawet jeśli na ma szału, to chyba chcę się o tym przekonać na własnej skórze. :P
A pad thai uwielbiam!
czwartek, 24. marca 2016
Właśnie ta chęć na własnej skórze doświadczenia nas tam zaprowadziła…
poniedziałek, 7. marca 2016
Mi się marzy ten pływający targ!:)
czwartek, 24. marca 2016
To do dzieła!:D
wtorek, 8. marca 2016
Piękne zdjęcia. Te kobiety są niezwykle fotogeniczne, to pewnie też efekt Twojego talentu do fotografii ;)
czwartek, 24. marca 2016
A w fajnym miejscu to się wszystko składa.:D Dzięki Michał!
poniedziałek, 25. kwietnia 2016
Świetnie zobaczyć takie egzotyczne miejsca chociaż na fotografii. Ale kto wie, może kiedyś też uda mi się tam wybrać. Jeżeli zatęsknisz za krajem ojczystym i jego pięknymi krajobrazami, to zapraszam w Beskid Śląski. Tu też jest jeszcze wiele do odkrycia.