Brzegami Mórz: Czerwonego, Martwego oraz Śródziemnego
Tak jakoś wyszło w czasie tej podróży, że udało się nam zobaczyć aż trzy morza: Czerwone w Jordanii w Aqabie; Martwe niedaleko Madaby; Śródziemne, najpierw w uroczej miejscowości Tartus, później w Libanie. Wizyta nad każdym z nich stanowiła jakiegoś rodzaju wyzwanie dla nas obojga.
W Aqabie Tomek się uparł, że będzie pływał w Morzu Czerwonym. Mimo wiatru oraz dość chłodnego powietrza. Ostatecznie udało mu się zanurzyć stopy do kolan, czemu zupełnie się nie dziwię. ;)
Morze Martwe było wyzwaniem, bo, jak wiadomo, znajduje się nie tylko w najniższym punkcie Ziemi, ale pozwala naszemu ciału dryfować w swoich odmętach niczym statkowi na falach. Mimo, że upału wielkiego nie było, nie mogłam i ja odpuścić sobie takiego wydarzenia. Pływaniem ciężko to nazwać. Wrażenie z moczenia się w tym roztworze solnym pozostało w nas na długo. Głównie też z tego powodu, że sól dostała się w najmniejsze zadrapania ciała i przez jakieś dwa dni dawała o sobie znać. ;)
Morze Śródziemne widzieliśmy też po raz pierwszy. Najpierw wzburzone w miejscowości Tartus. Później już większą jego powierzchnię w Libanie, zarówno w Bejrucie, jak i w Trypolisie czy Byblos. W tym ostatnim, na początku roku, spacerowaliśmy sobie brzegiem plaży, którą odkryliśmy przez przypadek i z czystej ciekawości. Obejrzeliśmy zachód słońca, bo od początku zapowiadał się dość spektakularnie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że był bardziej imponujący niż ten w Petrze. Pisać można by długo i obrazowo, tylko po co? Zapraszam na kolejną porcję naszego Bliskiego Wschodu.
Uwaga! Tylko dla ludzi o mocnych nerwach! Tomek na plaży bez koszulki! ;)
środa, 3. lutego 2010
Hola, hola! Z tego, co ja pamiętam, to w Aqabie jednak pływałem w Morzu Czewonym. I to pomimo tego wiatru! Co prawda do wody na poważnie wszedłem dopiero przy drugim podejściu, ale jednak się wykąpałem. Zdaje mi się zresztą, że fakt ten jest uwieczniony w Twoim fotoreportażu. Faktom medialnym chcesz zaprzeczać? :P
czwartek, 4. lutego 2010
faktycznie , Tomek zrobil ladny steap :)
Czekam teraz na Twoj, Ewa !
P.S.
woda chyba byla lodowata ?
czwartek, 4. lutego 2010
mialo byc :
STREAPE !
czwartek, 4. lutego 2010
Hej, Leonard!
Powiedziałbym, że w Morzu Czerwonym woda była nawet ciepła. Pewnie, że nie taka “zupa”, jak pewnie teraz na Ko Phi-Phi, ale całkiem znośna. Gorzej, że w Aqabie paskudnie wiało. Wejść do wody to nie był problem. Wyjść… to już całkiem inna bajka. :)
Morze Martwe miało to do siebie, że temperatura wody czy powietrza była kompletnie nieistotna, bo tam w kość nam dawała sól.
W Śródziemnym wykąpałem się właściwie przypadkiem, kiedy w Tartusie zachciało mi się sprawdzać, czy ta woda naprawdę jest taka zimna, jak wygląda. Była. Był też niezły przypływ, powiedziałbym, że mały sztorm. A mój wybitny refleks nie zadziałał. Efekt: spodnie umoczone po uda… Oj, tak, tam było lodowato. ;)
Przy okazji, fot Ewy w ogóle jest mało, bo to ona robiła za fotografa. A takich plażowych to już w ogóle nie ma, bo na przykład w Aqabie schickenowała i się nawet nie próbowała rozbierać. :D
czwartek, 4. lutego 2010
@ Tomek – Ty może, jak Cię proszę, zdefiniuj pojęcie: kąpać się. Wtedy będziemy dyskutować.:P Bo jak dla mnie rozebrać się przed obiektywem aparatu, a pływać to dwie rożne, całkiem różne rzeczy.:P Dla Ciebie pływac czy moczyć się czy dotknąć wody dużym palcem u stopy – to wszystko jedno.:D A jesli chodzi o moje rzekome tchórzostwo…raczej głosem rozsądku bym to nazwała, no i nie musiałam nikomu nic udowadniać fotografiami.:P
@ Leo – na szczęście wrodzona nieśmiałość sprawia, że takie popisy z mojej strony nikomu nie grożą.;) Poza tym, wolę jednak stać po tej drugiej stronie obiektywu.:) Tomek to tak wdzięczny obiekt przecie.;)