Przemyślenia w drodze: bagaż i jedzenie
“Weź mój plecak, a ja wezmę podręczne i zajmę miejsce, gdzie zmieszczą się nam nogi!”
“Panie zostaw Pan mój plecak, nie wlecz go tak! Jezusie Słodki!”
“Ale już odjeżdżamy!” krzyczy Tomek.
” Daj spokój! Zdarzyło Ci się w Azji, że busik pojechał bez pasażera?! Chcesz kawę na wynos? (Kopi susu w woreczku z rurką)”. Tak z grubsza to wygląda w skrócie. A w szczegółach?
Bagaż
Tak to temat rzeka. I powiem Wam jeżdżę i pakuję się od 2007 roku i wciąż nie jestem Miszczem. I w sumie twierdzę tak, bo zazwyczaj czegoś co by się przydało nie przewidzę wcześniej, albo zabiorę znowu o coś za dużo. A listę mam zawsze gotową. Przygotowuję ją na bazie starej, uzupełniając lub edytując tak z miesiąc wcześniej w zależności od miejsca docelowego, planu wycieczki i pogody tamże oraz przymyśleń czy nowych pomysłów po poprzednim wyjeździe.
Zazwyczaj dzielimy z Tomkiem kosmetyczkę, sprzęt szpejowy, apteczkę, kable i sprzęt elektroniczny oraz przewodnik. Pozostałe rzeczy bierzemy dla siebie.
Plecaki mamy zazwyczaj dwa: główny i mniejszy. I to jest zestaw najwygodniejszy, o ile mały plecak jest wygodnie wrzucić na przód, kiedy duży mamy na plecach. Często przepakowujemy go do dużego i w drugą stronę. Mały plecak się wszędzie przydaje! Nigdy nie byłam na wakacjach z walizką, ale rozważam na jakiś stacjonarny wyjazd na nurki. Na razie korzystam na wyjazdach służbowych.:)
Bagaż i jego noszenie później, uświadamia mi zawsze co zrobiłam źle, albo zaplanowałam z bagażem źle. Warto to dobrze przemyśleć w domu. Ja na przykład po tym wyjeździe wiem dwie rzeczy:
- mały plecak przydaje się zawsze i jest wygodniejszy niż torba odporna na wodę,
- nie warto kombinować wyjazdu nurkowego ze zwiedzaniem zabierając swój sprzęt nurkowy.
Tym razem było utrudnienie w postaci zabierania całego sprzętu, łącznie z moim ciężkim automatem (który zamieniam w tym roku na typ lekki – flight, postanowienie zeszłoroczne jeszcze) i płetwami. Dlatego nawet mój główny bagaż jest najcięższy ever. A ciężar bagażu jest ważny jeśli to my go nosimy.:)
Tomek juz kiedyś publikował listę na trampingowy wyjazd miesięczny.
Ja do tego dodaję od siebie:
- sandały chroniące palce i umożliwiające brodzenie w wodzie jeśli zajdzie taka potrzeba,
- swoją osobistą kosmetyczkę z rzeczami typu: soczewki, płyn do nich, akcesoria higieniczne, bo nie wszędzie na przykład da się zakupić tampony, i jakieś małe rzeczy jak odżywka do włosów/jedwab w płynie kiedy chcę nurkować, tusz do rzęs kiedy planujemy jakieś imprezy,
- często zabieram jedną sukienkę letnią, żebym mogła o czasu do czasu mieć dzień bez spodenek, najczęściej maxi długość,
- zawsze mam czapkę z daszkiem! Znaczy od wizyty w Meksyku w 2010 i spaleniu czoła w strasznie głupi sposób,
- zabieram też zestaw małej krawcowej, bo się przydaje, prawda Tomek?;)
- jeśli nie planuję małego plecaka, to obowiązkowo nerka! Mam w niej zawsze najpierw do samolotu, a później pod ręką: dokumenty, telefon, pasta+szczoteczka, wazelina do ust + krem do twarzy oraz krem do rąk – tak zapewniam sobie komfort w czasie długiego lotu. Później też się przydaje to wszystko w jednym miejscu.
Jedzenie
Najlepiej lokalne i tam gdzie lokalnych osób jest najwięcej. Nie sprawdziło się to na razie na Pulau Samosir w restauracji Enos, gdzie mało, długo trzeba czekać i dopłacać za ryż! Pierwszy raz spotkałam coś takiego w Indonezji.
Śniadanie najlepiej zjeść w miejscu spania, bo wtedy nie tracimy czasu na szukanie, a to jest ważne jak sporo zwiedzamy.
Obiad często łączymy z kolacją, bo albo w ciągu dnia jest gorąco i nie jesteśmy głodni, albo zwyczajnie nie ma gdzie, bo zwiedzamy. Najczęściej w ciągu dnia idzie woda, soki i owoce. Oczywiście nie głodzimy się, szczególnie ja, bo wtedy się szybciej złoszczę. ;) Jak mamy ochotę to robimy przerwę i szukamy jedzenia.
Czasem zdarza się, że trafiamy na nurkowanie z jedzeniem w cenie. I to są najczęściej niespodzianki i to w dwie strony. Do tej pory dwa razy na Sulawesi w Indonezji trafiliśmy super, teraz na Sumatrze bardzo kiepsko. Kiepsko oznacza jedzenie monotonne: na śniadanie zawsze banana pancake, a po dwóch dniach sam naleśnik, bo banan się kończy. Na lunch makaron indonezyjski, ale nie smażony. Zwykła zupka, zwana u nas chińską. Kolacja ryż, sambal, jakieś warzywka, ale mało, do tego odrobina tempe czyli orzeszków i gotowana kapusta. I kiedyś nasz kucharz przedszedł samego siebie podał nam dwa kawałki ryby, ale wielkości dwóch biszkoptów. Niestety na wyspie Tailana centrum nurkowe jest super, ale minus polega na tym, że nie ma ono swoich bangalow’ów i jedzenia.
Często zdarza się tak, że jemy szybko, albo zdążymy zakupić niewiele na drogę. Bo bus, coś innego odjeżdża i na jedzenie nie ma czasu. Zdarza się też w drugą stronę, że przystanek jest tuż obok rumah makan, czy innej lokalnej knajpki czy jadłodajni.
Z jedzeniem podstawowa zasada próbować lokalnego, pojeść owoców, na które jest sezon, nie pić soków z lodem i jak ktoś miewa problemy z przestawieniem się na lokalne jedzenie to przed wyjazdem pojeść kilka dni probiotyki. Kiedyś zastosowałam jako test i działalo.
[Not a valid template]
wtorek, 5. grudnia 2017
Tempe to nie orzeszki :) Jak mówia nasi przyjaciele z Indonezji – tempe to młodszy brat tofu! :P
wtorek, 5. grudnia 2017
Jasne, ze nie!!! Nie wiem czemu soję mylę z orzeszkami?!:) Pewnie dlatego ze nieźle chrupie.:) Z drugiej strony cieszę się, że czytelnicy czujni!
wtorek, 5. grudnia 2017
Argusowe oko czuwa :P
niedziela, 1. grudnia 2019
Uwielbiam próbować lokalne potrawy…nie zawsze ma to dobre skutki (żołądek) ale warto :)