We czwórkę na Bali

Włócząc się po Ubud na Bali, wpadliśmy na pomysł, żeby na stare lata – powiedzmy, w kwietniu 2014 :) – przyjechać tu na miesiąc. Najlepiej w cztery osoby. Możliwe, że w sześć.

Spacerując po polach ryżowych tuż za centrum Ubud, zobaczyliśmy dom do wynajęcia na miesiąc za śmiesznie niską cenę 7 000 000 rupii indonezyjskich. W przeliczeniu: niecałe 2 500 PLN.

Piętrowy dom ma trzy podwójne sypialnie, pokój dzienny, łazienkę z prysznicem i wanną, taras z widokiem na zielone pola ryżowe, otwartą kuchnię z grillem i zewnętrzną chatkę-werandę w ogrodzie. Zamknięte pomieszczenia oczywiście są klimatyzowane, a wnętrza utrzymane w oryginalnym, balijskim stylu z wykorzystaniem bambusa i trewna tekowego. W każdym razie, dom robi wrażenie. Nie jestem pewien, czy jest tam dostęp do Internetu przez wi-fi, ale skoro darmowy dostęp przez wi-fi do Internetu jest w każdym warungu, hostelu i supermarkecie (!) na Bali, to tam pewnie też zainstalowali. Jeśli jednak nie ma, to nie widzę problemu – patrz wyżej: darmowy dostęp i tak jest w każdym warungu, hostelu i supermarkecie na Bali. :)

Zważywszy, że za dwuosobowy pokój z klimatyzacją i łazienką płaci się na Bali około 200 000 rupii indonezyjskich (oplus-minus 70 PLN), taki dom to złoty interes. Zresztą, sami sobie policzcie, przyjmując zawyżony kurs 10 000 rupii = 3.50 PLN.

Koszta jedzenia są tutaj absurdalnie niskie. Poza okazjonalnym grillem, zapewne nie będzie nam się chciało gotować w tej kuchni, skoro balijskich specjałów wokół jest dostatek. W ogóle mało kto tu gotuje, nawet localesi jedzą na mieście. I tak, śniadanie w indonezyjskim stylu w warungu, przydrożnej jadłodajni kosztuje maksymalnie 25 000 rupii. Na dwudaniowy obiad dla dwojga w uchodzącej za bardziej ekskluzywną od warungu restauracji trzeba wydać od 100 000 do 200 000 rupii (zależnie od stopnia owej ekskluzywności). Kolacja na night-markecie w lesehanie lub na stoisku typu “dziura w murze” jest finansowo porównywalna do śniadania.

Jak spędzić miesiąc na Bali? Ilość pomysłów jest praktycznie nieograniczona. Ktoś lubi nurkować? Nie ma sprawy, miejsc do nurkowania wokół wyspy jest mnóstwo: rafy koralowe, wraki statków i samolotów oraz zalane jaskinie. Ktoś woli smażyć się na plaży? Spokojnie, da się zrobić! Dla tych chodzących po górach wyzwaniem będzie trekking na Gunung Agung i inne wulkany. Dla pozostałych – atrakcje kulturalne typu Legong, Kecak i inne tradycyjne tańce czy przedstawienia wayang kulit. Oczywiście, nie można pominąć zabytków i świątyń, jak też innych niż morze i góry atrakcji naturalnych – dżungli, wodospadów, gorących źródeł i pól ryżowych. Do tego dochodzą różne kursy: jogi, medytacji, tańca, zdobienia batiku… Na razie wszystkiego nie ogarniam. Ja na pewno zapisałbym się na tygodniowy kurs balijskiego gotowania. :)

Bali duże nie jest. I tu właśnie pojawia nam się zaleta centralnego położenia Ubud. Zakładając, że opanuje się podstawy lewostronnego ruchu drogowego i przyzwyczai do braku oznakowania na drogach, w najdalsze miejsce na wyspie można na skuterze dotrzeć w maksymalnie trzy godziny. Właśnie zrobiłem research pod kątem wynajęcia skutera na miesiąc. Bez targów było to 500 000 rupii. Do tej pory za jeden dzień płaciliśmy 50 000 rupii! Zauważcie, że na jednym skuterze w miarę komfortowo mogą jeździć dwie osoby. Cena wynajęcia na miesiąc dużego auta dla czterech osób – również bez targów – to 4 000 000 rupii. Ale uważam, że na spokojnie mielibyśmy to auto za połowę powyższej kwoty. :)

Paliwo… No, to powiem tak: półtoralitrowa butelka wody mineralnej to średnio 4 000 rupii; litr benzyny na państwowej stacji benzynowej “Pertamina” – coś jak u nas kiedyś “CPN” – to zawsze i wszędzie ustawowe 4 500 rupii. Tak to właśnie wygląda w państwach OPEC, nawet tych, które wystąpiły z organizacji 4 lata temu. :)

Znudziło się Bali? Z Denpasar latają tanie linie (Merpati, Air Asia, Batavia Air, Lion Air – to tylko te, które pamięta Ewa) po całej Indonezji, od Sumatry przez Jawę, Lombok i Flores po Kalimatan, Sulawesi i Papuę. Za grosze. Dosłownie. A i do Singapuru, Kuala Lumpur czy Bangkoku na weekend można wyskoczyć. :)

Pytanie, co z dolotem tutaj? To też koncepcja Ewy. Znajdujemy dobrą promocję do: New Delhi, Bangkoku, Singapuru lub Jakarty. Do New Delhi uda się już za 1100 PLN kupić roundtripa. Z dowolnej południowoazjatyckiej stolicy do Denpasar dolecimy sobie Air Asia już za kilkaset rupii.

No, to co? Kto się pisze na ten wyjazd?

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

3 komentarze

  1. Nie ma sprawy.
    Wynajmę Wam chatę i samochód.

    :)

    Napisz odpowiedź
    • Leo, to my tak na okrętkę, a Ty taki uposażony.:) Ale dobrze wiedzieć na przyszłość!

      Napisz odpowiedź
  2. Bardzo chętnie wybrałabym się na Bali, ale nie ma tak duuuużo urlopu:):)Mam nadzieje ,ze kiedys tam dolecę:) Pozdrawiam serdecznie :)

    Napisz odpowiedź

Trackbacks/Pingbacks

  1. strona - Olsniewający blog naprawde - duzo sie dowiedziałem

Zostaw odpowiedź