Ni to papieros, ni cygaro
Na paleniu się nie znam, no to się wypowiem. A dlaczego? Bo w Birmie zobaczyłam coś, co ani nie jest cygarem, ani papierosem sensu stricte, a się to pali. I to w wydaniach: lekkim na lato i ciężkim na zimę. A co to takiego?
Cheroot Panie i Panowie!
Osobiście nie palę i nie zwracam na to uwagi w jakiś szczególny sposób. Nie interesuje mnie to co i gdzie się pali. W domu, od czasu do czasu, wciągałam dym o zapachu wiśniowym, kiedy Tomek zapalał fajkę. Miły zapach, jeśli dym można tak określić. W Birmie zwróciłam uwagę na to co palą panowie, bo raz, że robi to niewielu, a dwa mieli w palcach dziwny twór.
Dopiero kiedy odwiedziliśmy jezioro Inle i zobaczyliśmy (na takim pokazie dla turystów, a jakże by inaczej) co to i jak się pali, zrozumiałam o co chodzi. A nie! Jeszcze wcześniej, kiedy sami poszliśmy się przejść po okolicach Hsipaw, jedna pani zwijała takie dziwne coś w kawałki kartki z zeszytu. Wtedy temat zaciekawił, później zobaczyłam więcej i się doszkoliłam. Cheroot to mieszanka: trochę tytoniu, a trochę kawałków drewienek. Te drewniane cząstki mogą pochodzić z różnych drzew i od tego może zależeć smak papierosa. Wszystko zawijane jest w suchy liść tha nat phet. W wioskach stanu Shan zamiast tego liścia wykorzystuje się zwykłe kartki z zeszytu.
Ponoć w okolicach Bago znajduje się wiele fabryk, wytwarzających te papierosy. Nie sprawdziliśmy osobiście. Jednak to co udało się nam zobaczyć podejrzyjcie poniżej.
[Not a valid template]