Wspomnienie tygodnia: tytoniowa dolina, jaskiniowy raj
Do Viniales bardzo chciałyśmy się wybrać, ale ta destynacja stała wciąż pod znakiem zapytania. Dlaczego? Szalał tam wtedy Gustav – huragan, który splądrował również prowincję Pinar del Rio. Zdecydowałyśmy, że jeśli nie będziemy miały gdzie spać i co jeść wrócimy do Havany. Na miejscu okazało się jednak, że z powodu znacznych strat materialnych, osoby, które prowadziły skromne pokoje do wynajęcia, z otwartymi rękami witały turystów. I choć brakowało tam wielu produktów i ciężko było z chlebem oraz innymi zapasami, bo zostały zabrane przez huragan, tamte właśnie okolice i czas spędzony z panią, która wynajmowała nam pokój, wspominam ze wzruszeniem.
A rejon ten warto odwiedzić z dwóch zasadniczych powodów: upraw tytoniu i kawy oraz jaskiń. Te uprawy właśnie, zostały mocno uszczuplone przez zew natury, ale jaskinie na szczęście ostały się bez zniszczeń. Dolina Viniales to rejon pięknie położony. Zielony, ze spoglądającymi gdzieniegdzie skałami, rozpierzchniętymi tutaj dość szeroko. Zresztą, właśnie w tamtych rejonach najpopularniejsze są wycieczki rowerowe lub konne, by obejrzeć plantacje z bliska, porozmawiać z rolnikami czy nawet zakupić świeżą kawę.
Jaskiń jest mnóstwo, sporo z nich udostępnionych zwiedzającym. Nam udało się zobaczyć jedną, która można zwiedzić przepływając łódką. Była imponująca.
W ten sposób kończy się nasza krótka przygoda z kubańską ziemią.
Czy uda mi się znaleźć równie gorący i pasjonujący temat na następne spacery…
Przekonajcie się sami!:D
PS A na koniec chciałam Wam zafundować zachód słońca oglądany z okna przez żaluzje, właśnie w Viniales.
Dwa dni później urlop się skończył i wróciłyśmy do domu…
piątek, 14. października 2011
No właśnie, na Kubie chyba generalnie brakuje produktów, no i pieniędzy na nie również. Ale widoki piękne, a kawa i tytoń zawsze kuszą
poniedziałek, 17. października 2011
Jeśli chodzi o produkty, to choć w każdym sklepie te same, ale jednak są. NIe ma oczywiście takiego wyboru jak u nas. Ja, potwór ciasteczkowy, zaspokajałam swój apetyt jednym rodzajem markizów w całym kraju. Ale na tym zachodnim wybrzeżu było naprawde biednie, nawet w sklepach, które na zachodzie w Santiago de Cuba, były zaopatrzone a i sporo mozna było kupic na ulicy.
czwartek, 20. października 2011
hmmm, ludzie wszędzie sobie radzą . Przed nimi już tylko lepsza perspektywa