Trynidad – Playa Ancon
Za 2 CUC od osoby, razem z uroczą Francuzką poznaną na nieistniejącym przystanku autobusowym, jedziemy w kierunku plaży, na której zamierzamy byczyć się przez cały dzień.
Okazuje się, że termin, jaki wybrałyśmy na ten wyjazd był strzałem w dziesiątkę. Turystów jak na lekarstwo, nawet w pobliskich hotelach dla tych gustujących w ,,all inclusive?. Owocuje to ciszą, słuchaniem szumu fal. Minusem jest brak ochotników do plażówki, na co moje kolano jednak uśmiechało się szeroko. ;)
Dzięki temu, że obecność innych turystów jest nikła, nikt nie będzie nam przeszkadzał i zasłużony odpoczynek zostanie osiągnięty.
Plaża Ancon przywitała nas nie tylko pięknym słońcem, ale przede wszystkim pięknym turkusowym kolorem Morza Karaibskiego. Żyć nie umierać! A może raczej odpoczywać, sunęło się samo na usta.
Tutaj też, w kwestiach organizacyjnych zdecydowałyśmy poradzić się plażowiczów stacjonujących jakiś spory kawałek od nas. Jako pierwsza spróbowałam się porozumieć, ale uniesione ramiona i niezrozumienie (zagadałam najpierw po hiszpańsku, później po angielsku) sprawiły, że odeszłam z kwitkiem i tekstem w kierunku Domi, że to pewnie są Niemcy, więc niech ona się z nimi dogada. W tym momencie usłyszałam za plecami jak pani, którą przed chwilą zagadywałam mówi po polsku:”Po angielsku nie nauczyliśmy się jeszcze mówić, ale polskiego nie zapomnieliśmy?. Okazało się, że to Polacy, mieszkający od wielu lat w Niemczech.:) Chociaż przyjechaliśmy tam odpoczywać i nie w głowie było nam przeszkadzanie sobie nawzajem, siłą rzeczy wywiązała się rozmowa, która trwała praktycznie przez cały dzień. Z przerwami na jedzono czy Pina Coladę, która na tej plaży miała wyjątkowy smak.
Z racji takiej, że miasteczko już obejrzałyśmy, a plaża Ancon bardzo nam się spodobała, a leżenie na niej również ? kolejny dzień spędziłyśmy właśnie tam. Wyjechałyśmy jednak z postanowieniem ruszenia trochę w morze. Oczywiście przed Pina Coladą, która tutaj miała iście karaibski smak i orzeźwiała dokumentnie.
Udało się wynająć katamaran i wypłynąć na rafę posnorklować. Widoki zapierające dech w piersiach, dla mnie pierwsze tego typu, woda dość ciepła. Smak soli w ustach trochę przeszkadzał, jednak w obliczu żyjątek i roślin widzianych na rafie, był małoznaczący. Zresztą skutecznie udawało się zabić ten smak po powrocie – Pina Coladą. :) Dziwną minę miała pani Alicia, kiedy następnego dnia zeszłam na dół i zapytałam czy nasze pozostanie u niej na jeszcze jedną noc, będzie dużym problemem.:) Uśmiechnęła się i stwierdziła, że miasto ma coś w sobie, bo nie jesteśmy jedynymi, które przedłużają sobie czas, który tu spędzają. Dla nas było jasne: odpoczynek, jakiego już dalej nie zaznamy, plaża jakiej nie znajdziemy, jedzonko przygotowywane przez naszą gospodynię pyszne, więc po co ryzykować coś innego. Kierunek tego dnia był jeden ? plaża.Wieczorem wiedzione dźwiękami salsy dochodzącymi z dobrze już znanego nam miejsca, wybrałyśmy się na koncert. Nie zaskoczył nas zupełnie fakt testowania przez tubylców turystek w salsie. My nie miałyśmy nic przeciwko temu, bo jak inaczej poprawić swoje złe nawyki dotyczące salsy, jak nie u boku osoby, która ten taniec ma od urodzenia we krwi. Dni rozpoczynałysmy dośc późno, bo i późno je kończyłyśmy.
niedziela, 7. listopada 2010
Ile kosztował wynajem katamaranu i na ile? Czy autobusem miejskim można wrócić do TRnidadu w ten sam dzień wieczorem? dzieki za pomoc
niedziela, 14. listopada 2010
Tuska, niestety nie pamiętam tej ceny i nie mam jej zapisanej.:/ Może któraś z moich towarzyszek sobie przypomni, ale nie obiecuję…Wtedy tych zapisków nie prowadziłam, aż tak szczegółowo jak teraz. :) Jeśli chodzi o powrót z plaży to na pewno zależy od sezonu, ale zawsze można zapytać na przystanku czy w autobusie jadącym na plażę o której wraca ostatni.:) Dobrym sposobem jest też wynajęcie sobie roweru, opalanie w trakcie pedałowania zapewnione.