Havana spowita dymem z cygar
Hawana to stolica Kuby i prowincji La Habana. Leży nad Zatoką Meksykańską i liczy sobie ponad 2 mln mieszkańców. W mieście znajdują się liczne zabytki kolonialne, dzięki czemu stare miasto La Habana Vieja zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie da się nie zauważyć, że na Kubie większość miejsc jest na tej liście.
Niestety deszcz z dnia poprzedniego nie postanowił odejść w siną, morską dal?Był jednak na tyle ciepły, że nie przeszkodził nam w realizacji planów na ten dzień. Zobaczenie tego jakże słynnego miasta, było przed nami. Opracowałyśmy zatem plan i ruszyłyśmy w drogę, żeby przekonać się o atmosferze oraz wyjątkowości tego miejsca tak osławionego nie tylko za sprawą reżimu Fidela i cygar czy Tropicany.
Rozpoczęłyśmy od cmentarza, który był położony w dzielnicy Vedado, w której mieszkałyśmy. Na miejscu zdałyśmy sobie sprawę, że w Polsce w tym czasie był przecież dzień zaduszny. Cmentarze rzadko zwiedzam, jednak ten był wyjątkowy. Większośc pomników czy krzyzy zrobiona była z jasnego, białego marmuru. Było to o tyle zaskakujące dla mnie, że nie stwarzało tej posepnej i smutnej szarej atmosfery. Jedno z iejsc na cmentarzu jest w szczególny sposób otaczane czcią przez Kubanczyków, a dla turystów jest miejscem pielgrzymki: to pomnik młodej matki. Cmentarz zajmuje ogromna powierzchnie, i trudno znaleźć wyjścia, ba zgubić nawet się można. Dlatego kiedy zobaczyłyśmy, że wyjście przed nami, ruszyłyśmy dalej.
Udałyśmy się w kierunku słynnego Plaza de La Revolution, gdzie znajduje się budynek Kubańskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a na jego fasadzie – ogromny wizerunek Che Guevary wykonany z metalu. Jedno z najpopularniejszych miejsc do robienia fotografii. Miejsce wyjątkowo puste, pełne jedynie żołnierzy pilnujących porządku..tylko kto miałby tam przeszkadzać, skoro turystów nie ma…To się nazywa prewencja. Przeszłyśmy się również wybrzeżem i Maleconem – nadmorską promenadą znajdującą się nieopodal kamiennych fortyfikacji z okresu świetności Hawany – Castillo de la Punta i Castillo del Morro.
Hawana jest dziś miastem stosunkowo nowoczesnym, choć szczególną uwagę przyciąga tzw. stara Hawana, czyli przede wszystkim XVII wieczna dzielnica ze słynnym Plaza de Armas, pełnym uroczych kawiarenek i restauracji. Tam również znajduje się kubańska kopia Partenonu, czyli El Templete, oraz najstarsza w mieście budowla – Castillo de la Real Fuerza – forteca otoczona fosą z kilkoma zwodzonymi mostami. Naprawdę imponująca.
Hawana, jako stolica kraju katolickiego, może pochwalić się przepięknymi kościołami i katedrami. Najsłynniejszą jest wzniesiona w stylu barokowym katedra przy Plaza de la Catedral. Nas zaskoczył na tym placu deszcz, więc miałyśmy okazję odpocząć i posiedzieć pod dachem. Poznałam tam młodego artystę, który pod murem rysował i malował, a następnie sprzedawał swoje obrazki. Chętnie pozował do zdjęcia i opowiedział, że jeszcze uczy się w szkole średniej, ale chce studiować na Akademii Sztuk Pięknych.
Przy całej religijności Kubańczyków, nie zabrakło tu nigdy mafii. Ta, w latach 40., stworzyła dwie dzielnice Hawany Miramar i Vedado. Kto ma ochotę na kubańskie zakupy i pamiątki, a przede wszystkim słynne cygara, powinien odwiedzić najbardziej znane ulice miasta, szczególnie Calle Obispo. Znajdują się tam sklepy, w których towary można nabyć za wymienialną walutę. My zatrzymałyśmy się w tym miejscu na obiad i zaskoczyły nas ,,szemrane? interesy jakie prowadzono przy barze, w restauracji włoskiej. Nie wnikając o co szło, zjadłyśmy pospiesznie i udałyśmy się w kierunku Maleconu.
Przy ulicy Dragonem niedaleko Capitolu, znajduje się Fabrica de Tabacos Partagas – założona w 1845 fabryka cygar, którą można zwiedzać i z której murów można wyjść wyposażonym w zapas cygar na całe lata. Niestety okazało się, że z powodu jakiegoś święta jest zamknięta. Odłożyłyśmy tę wizytę na za kilka dni, kiedy wrócimy do Hawany po zwiedzeniu prowincji Vinales.
Nie zdziwiła mnie obecność chińskiej dzielnicy w Hawanie, kiedy 1% mieszkańców Kuby to Chińczycy. Mowa o Barrio Chino ? warta odwiedzenia.
Tego dnia, biorąc pod uwagę zdanie turystów spotkanych w autobusie z Santiago de Cuba do Trynidadu, postanowiłyśmy następnego dnia wybrać się jednak w rejony Pinar Del Rio oraz Doliny Viniales. Termin w jakim odwiedzałyśmy Kubę, był jej czasem po huraganach, które w 2008 roku w sposób szczególny dotknęły, podwójnie zresztą, te okolice. Postanowiłyśmy ocenić zniszczenia na miejscu, bo ciężko było nam zrezygnować z zobaczenia tych żyznych ziem, na których uprawiany jest tytoń, z którego wyrabia się te słynne kubańskie cygara. No i mogoty!
Ten etap zwiedzania Hawany zdecydowanie nie zachęcał do pozostania dłużej w mieście. Deszcz uniemożliwiał spacerowanie, a niskie temperatury utrudniały to w sposób szczególny. Dlatego postanowiłyśmy wyjechać na dwa dni i dać szansę pogodzie, równocześnie nadzieją, że jak wrócimy to w promieniach słońca miasto nas zachwyci. Póki co nie możemy tego powiedzieć.
niedziela, 7. listopada 2010
Jak dojechałyście z Havany do Vinyales?
niedziela, 14. listopada 2010
Hmm z tego co pamiętam to autobusem firmy Viazul. Więcej info oraz destynacji znajdziesz tutaj: http://www.viazul.cu/asp/reserva/Default.aspx
czwartek, 24. lutego 2011
Zwiedzanie “po łebkach” i wiedza też “po łebkach. Wypisujesz w niektórych miejscach bzdury bez zastanowienia. “Hawana jest dziś miastem stosunkowo nowoczesnym” – biorąc pod uwagę, że nic od 50 lat nie zbudowano, jest bardzo nowoczesna. Ręce opadają, dziewczyno! “może pochwalić się przepięknymi kościołami i katedrami” – osoba, która tyle podrózuje, powinna wiedzieć, że w każdym mieście jest tylko 1 katedra! “Przy całej religijności Kubańczyków, nie zabrakło tu nigdy mafii.” – co ma piernik do wiatraka? W dodatku fatalny język: “białego, jasnego marmuru”; “Miejsce wyjątkowo puste, pełne jedynie żołnierzy” i inne tego typu kwiatki. Może powinnaś zatrudnić redaktora???
piątek, 25. lutego 2011
Droga Ago,
Zaskakująco krytyczny komentarz.
Tak, tak, przyzwyczaiłam się do pochlebstw, a tutaj trzeba stanąć oko w oko z własną nieudolnością.
Skoro moja wiedza jest ?po łebkach?, to może podzielisz się swoją wiedzą na rzeczony temat? Ja chętnie poczytam, doszkolę się i poznam nowe fakty z życia tego miasta, bo zapewne sporo mi umknęło. Wiesz, blog jakby z założenia jest formą dość ograniczoną, bo pisemną i nie wszystko da się wyjaśnić, opisać tak, jak by się chciało. Generalnie moim celem nie jest chwalenie się tutaj erudycją. Nie wiedziałam, że takie są oczekiwania odnośnie tego bloga.
Poza tym, akurat ten wyjazd był mocno trampingowy i jego trasa zależała od nas trzech, które tę trasę planowałyśmy czy zmieniałyśmy na bieżąco. Dla nas była w porządku, bo celem tego wyjazdu było coś innego, co zostało zrealizowane. :)
Hmm… Owszem, język tego posta, jak i może niektórych tych starszych, nie jest tym, z którego jestem dumna. Niemniej nie wstydzę się faktu, że czasem nieudolnie składałam zdania, tak bowiem było – i ten wpis jest tego dowodem. Ba, nawet konstrukcja i zawartość tego opisu, na dzień dzisiejszy, nie podoba mi się i chętnie bym to zmieniła, ale nie chodzi o jakąś chorą perfekcję. Dodam więcej, patrząc na to, jak teraz udaje mi się pewne wrażenia czy spostrzeżenia opisać, jestem dumna, że aż taki postęp zrobiłam. I to mi te stare wpisy pokazują, dlatego ich nie ukrywam. Chciałabym odwołać się do poszczególnych punktów, o których piszesz.
Jeśli chodzi o redaktora, to wyobraź sobie, że obecnie moje teksty są przez takowego edytowane. Może i stąd ta zmiana na lepsze? A w kontekście marmuru, nie każdy jasny jest białym, ale fakt – zabrakło tam ?lub?, a pojawił się wprowadzający w błąd przecinek.
Temat religijności i mafii to dość szeroki temat, ale znów, jeśli mogę się czegoś od Ciebie nauczyć, to chętnie! Mi tutaj chodziło o to, że w religijnym społeczeństwie nie spodziewałam się takiego namnożenia tej niszczącej komórki, jaką jest mafia. Bo jedno wyklucza mi się z drugim. Ale jak widać, gdzieniegdzie egzystuje, tak to odczułam.
Akurat tego, że w każdym mieście jest tylko jedna katedra nie wiedziałam, a może wiedziałam, ale zapomniałam, również w momencie pisania tego posta. Mój błąd. Zdarza się. Jednak szczerze, to Ty może masz prawo zakładać, że każdy kto sporo podróżuje, ma określony zasób wiedzy. Ja takich założeń nie robię, bo wolę być mile zaskoczona czyjąś znajomością świata i zasad nim kierujących, niż sfrustrowana, że ktoś nie ma takowej, jaką mu przypisuję. Poza tym, na jakiej podstawie miałabym ten zasób wiedzy zakładać: odwiedzonych kontynentów, krajów, czy ilości języków obcych, jakie zna taka osoba? Na jakiej podstawie Ty to robisz? Ja nie bardzo potrafiłabym to sobie określić. Koniec końców, pisałam te słowa w 2008 roku w listopadzie, mamy luty 2011. Na dzień dzisiejszy mogę śmiało powiedzieć, że więcej zobaczyłam, przeżyłam, może i więcej wiem, ale na pewno inaczej na pewne rzeczy reaguję. Wiem też, że obecnie bardziej zaskoczy mnie w świecie fakt obecności w bliskowschodniej wiosce jednego meczetu pośród kilku kościołów chrześcijańskich, niż zwrócę uwagę na te katedry. Ale zapamiętam, że jest zawsze jedna w mieście. Dziękuję za podzielenie się wiedzą w tym temacie!
Natomiast w oparciu o jakie to źródło dzielisz się wiedzą, że w Havanie od 50 lat nic nie wybudowano? Bo jeśli tak jest, to ja nawet wykreślę to zdanie z tekstu, bo przecież bzdury piszę! A mój wniosek oparty był o wizytę w dzielnicy Vedado ? dzielnicy handlowej, w której widziałam nowe budynki. Ale jeśli tam już przed pięćdziesięcioma laty takie budowano, to jestem zaskoczona! Zauważyłam też, że jest tam sporo banków, firm, działa całkiem sprawnie komunikacja, jeżdżą taksówki. To dla mnie – niewielkie, ale jednak – wyznaczniki jakiejś tam nowoczesności miejsca, w którym jestem.
Kończąc, komu ręce opadają, temu opadają, ale mam na imię Ewa – i proszę w ten sposób się do mnie zwracać. :)