Don’t cry for me… Tomek
Stało się! Jak to mówił klasyk: Nadejszla wiekopomna chwiła… Jadę na urlop sama. To znaczy nie sama, bo ze znajomymi, ale Tomek tym razem nie dołączył. A dokąd lecę? Tytuł powinien Wam wszystko wyjaśnić.
Skąd taki pomysł?
Grywamy z Tomkiem w “Mafię”. Taka gra towarzyska. Super sprawa na świetny wieczór. No, może dopóki Cię ktoś nie zabije: Mafia, albo Miasto. Na tych wieczorach towarzystwo mamy różnorodne. A raczej mieliśmy. Bo “Mafia” od listopada 2018 została zawieszona. Mieliśmy jedną Gospodynię. Gospodyni to osoba, która oferuje miejsce i organizuje czas oraz zaprasza osoby. I ta Gospodyni właśnie zeszłej jesieni wyjechała popracować na uczelni w Buenos Aires. Kiedy podzieliła się z gronem mafijnym tą informacją, oczywiście połowa była zdania: “Super sprawa! Odwiedzimy Cię w Buenos! Zrobimy Mafię w Buenos!” i tym podobne euforyczne teksty. Klasyk, jeśli chodzi o porywanie się w motyką na planetę. Ja też byłam w tej euforycznej grupie, zawsze chciałam zobaczyć Ziemię Ognistą i inne miejsca w Ameryce Południowej, także tego…
Mnie jednak ten pomysł siadł na głowę.
Różnica jest taka, że ja nie rzucam słów na wiatr. Jak już coś zakiełkuje, to staje się to planem, a nie jakimś wyimaginowanym marzeniem, które wrzucam do szuflady. W tak zwanym okresie czasu, którego ponoć nie ma, czyli w międzyczasie, okazało się, że jest dwóch kolegów-śmiałków w tejże grupie, którzy kontynuują temat. Tędy, tamtędy, doszło do tego, że decyzja została podjęta. Lecimy zatem we trójkę, żeby zgarnąć rzeczoną Gospodynię i ruszyć na południe oraz w inne rejony Argentyny! Claro que si!
Jak to do Argentyny zimą?
Tak, to był chyba jedyny minus tego wyjazdu, poza rezygnacją Tomka oczywiście. Ograniczały nas różne terminy, a to święta z rodziną, a to maraton, w którym ktoś w końcu nie biegnie, a to środek projektu czy czas remontu w domu. Gospodyni zostaje w Buenos do lipca, ale w lipcu to już nie ma po co jechać. Zdecydowaliśmy więc, że skoro idzie majówka i trochę wolnego – przecież nie wezmę drugi raz 15 dni urlopu – decyzja zapadła. To będzie czas późnej jesieni czy innego początku zimy na południu. Damy radę, nie takie zimy przeżyliśmy.
Zatem pierwszy raz jadę na urlop w sezon zimowy.
To co tam chcesz zwiedzać?
Plan ramowy jest. Argentyński kawałek Ziemi Ognistej, gdzie śnieg mam nadzieję nas nie zasypie. Postawić stopę na końcu świata, przejść jakiś niewielki trekking i przepłynąć się Kanałem Beagle. Zobaczymy, ile się uda.
Następnie Patagonia z lodowcami w Parku Narodowym Glaciares i trekkingi, jak i gdzie się da. Przypominam, że jest zima, pewnie większość szlaków będzie zamknięta. Jeśli tak będzie, to ja tu wrócę w 2020. :)
Po tej części wycieczki wrócimy na chwilę do Buenos, żeby się przepakować i polecieć zobaczyć wodospady Iguazu. Myślę, że ukrytym planem jest zagrzanie się po zimowym czasie na południu. Po powrocie możliwe, że zahaczymy o Urugwaj i jego wybrzeże. Z pierwszej ręki polecona Colonia De Sacramento, założone przez Portugalczyków, wpisane jako pierwszy obiekt Urugwaju na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Montevideo pewnie przy okazji też zobaczymy.
Następnie wrócimy znowu do Buenos, bo stamtąd odlatują wszystkie loty do innych części kraju. Rozpoczniemy wtedy równie przyjemną część zwiedzania, czyli winnice u podnóża Andów. Mendoza, gdzie można delektować się dobrym winem i pięknymi widokami. Zobaczymy jak bardzo spodoba się nam to delektowanie, bo z tego rejonu można odbyć również kilka ciekawych wycieczek.
A na koniec i w tak zwanym międzyczasie
Z racji punku przesiadkowego w Buenos Aires, będziemy za każdym razem korzystać z wiedzy zdobytej już przez naszą Gospodynię. Dodatkowo, czas na koniec wyjazdu wykorzystamy na zwiedzenie tego miasta – czy pięknego, doniosę po powrocie. Mnie interesują tango i ulice. Lokalne śniadania i długie spacery, żeby w spokoju podglądać mieszkańców.
No i wyzwanie wyjazdu!
Tego typu wyjazd, na który lecę z osobami, z którymi wcześniej nie spędziłam czasu dłuższego niż jeden dzień, to dla mnie nie lada wyzwanie. Wiadomo, komunikacja podstawą wszystkich relacji, więc zakładam, że wszystkie nieporozumienia, które mieliśmy do tej pory, znikną, kiedy się już w końcu skupimy na jednej powierzchni.
Wyzwaniem dla mnie będzie dostosować się do wymagań, które mogą mnie zaskoczyć, mogą, co gorsza, mi się nie spodobać i co do których mogę mieć osobiste wątpliwości. Czy będę asertywna i kłótliwa, jak to czasem bywa, co Tomek może poświadczyć? Czy uda mi się zrealizować plan wspólnie, bo przecież ja zawsze mogę powiedzieć: “wracam wcześniej”? Zobaczymy…
Ja tam wyzwań się nie boję. Bez nich utknęlibyśmy w strefie komfortu, a wszyscy wciąż powtarzają, że należy z niej wychodzić.
To wychodzę!