Marokańskie opowieści (część pierwsza)

Podróż to czas magiczny. Godziny jak dni, dni jak miesiące – natłok doświadczeń wypacza pojęcie czasu. Każda chwila podróży wysycona jest zdarzeniami. Ale każda podróż kiedyś się kończy. Nagle nie jesteś w stanie odtworzyć całego jej przebiegu. Jednak pamiętasz ludzi, zdarzenia, dźwięki, obrazy, zapachy… Niechronologicznie, czasem pozbawione szczegółów, wyrwane z kontekstu – wrażenia bardziej niż fragmenty rzeczywistości. To jednak one pozwolą określić z całą pewnością – “tak, byłem tam”.

Tradycyjnie już dla tego bloga, przytaczam kilka scenek rodzajowych, które nie pozwalają mi zapomnieć, że odwiedziłem dany kraj. Scenek zabawnych, zastanawiających czy po prostu sympatycznych. Tym razem scenki z Maroka. Seria pierwsza. Z wielu.

Czy leci z nami pilot?
Kraków, Balice. W check-inie nadaliśmyl bagaże i dostaliśmy bez problemu swoje miejscówki. Przy bramce pracownik linii lotniczej obsługujący boarding daje nam jednak nowe karty pokładowe i tłumaczy Ewie:
– Musieliśmy zmienić Wasze miejsca ze względu na wyważenie samolotu.
Ewa, z tym jej złośliwym uśmieszkiem:
– No, wiem, że ostatnio przytyłam, ale żeby aż tak…
Pracownik, mocno zmieszany:
– Ale nie, nie… Nooo… Ma Pani bardzo ładną figurę…
Ja nic nie mówię, bo właśnie krztuszę się ze śmiechu.

Polska język…
…wcale nie taka trudna język, jak to mawiają. Przez 10 lat pobytu w naszym kraju można nauczyć się go do perfekcji. Ale zacznijmy od początku. Rabat, 9 rano. Szukamy miejsca, gdzie zjemy śniadanie. Nie żadnej turystycznej restauracji. Czegoś, gdzie jedzą localesi. Wreszcie zobaczyłem taką knajpkę. Plastikowe krzesła i stoliki, szary papier pakowy zamiast obrusów. Mint tea, kawa, chlebki. Arabowie jedzący coś wprost z małych patelni:
– O, jajecznica – powiedziałem do Ewy. Zza pleców usłyszałem głos:
– No, jajecznica. Możecie przynieść jajka ze sklepu i Wam zrobią z nich jajecznicę. Albo możecie kupić ją tutaj.
Z zaskoczeniem stwierdziłem, że mówi to do nas czystą polszczyzną, zupełnie bez akcentu, około 40-letni Arab. Okazało się, że przez 10 lat studiował na Akademii Medycznej w Łodzi. Jest technikiem medycznym, ma w Rabacie laboratorium analityczne i aptekę.
Swoją drogą, 10 lat studiów to jednak jest wyczyn. Nawet jak na Akademię Medyczną.

Where from?
Klasyczne pytanie localesów w stosunku do turystów. Na Bliskim Wschodzie nauczyliśmy się na nie odpowiadać: “Bolanda”. Pod taką nazwą tamtejsi Arabowie kojarzyli nasz kraj. Nie w Maroku jednak. Kiedy, zaczepiony na ulicy, odpowiedziałem “Bolanda”, zobaczyłem konsternację w oczach pytającego.
– Bolanda…? Bolanda…? – przetwarzał jakiś czas tę informację, by w końcu wypalić:
– Are you sure?

Dzieci wiedzą lepiej
W Chefchaouen, w drodze przez medinę do wodospadu Ras el-Maa otacza nas dzikie stado dzieciaków z okrzykami:
– Money! Dinero! Geld!
Mnie się mylą nazwy walut i generalnie, dla ułatwienia, na każdy obcy pieniądz mówię “rupie”, czy jest to tajski baht, meksykańskie peso czy syryjski funt. Tym razem starałem się poprawnie określić marokańską walutę:
– Sorry, no dinar.
Coś jednak pokręciłem, bo jeden dzieciak – lat 5 maksimum – stwierdził urażony:
– No dinar! Dirham!

Esperano
Ewa w knajpie, wcześnie o poranku:
– Cuanto cuesta breakfast?

Arabskie poczucie humoru
Ewa zwierza się Arabowi, właścicielowi naszego hostelu, jak to wszyscy Marokańczycy chcą nam coś sprzedać, i jakie to jest dla nas męczące. (To fakt. Jest prawie tak “zabawnie”, jak w Indiach.)
– It’s not fair! Everybody here wants my money!
Arab, z przekornym uśmiechem:
– Maybe you buy this carpet?
Trafiła kosa na kamień!

P.S.: Piszę z gadżeta, kradnąc wi-fi z powietrza, więc sorry za wszelkie problemy.

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

2 komentarze

  1. :) Aż mi się buźka uśmiechneła ;) No beszczelny z tym wyważaniem samolotu! Trzymajcie się. U nas niestety nie za fajne przygody, ale póki co nie będę Was zamartwiać, buziaki!

    Napisz odpowiedź
  2. Trafiłam do Was niedawno i nie żałuję. Niezłe scenki rodzajowe ;) Ja kiedyś zmęczona odpowiadaniem na pytania typu “Where are you from?” w Egipcie zaczęłam wymyślać odpowiedzi typu “from Bangladesh”, co wprawiało potencjalnych interlokutorów w niezłą konsternację ;)

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź