Dzień w muzeum
Dzisiejszym głównym (choć nie jedynym) punktem programu było Egyptian Museum w Kairze, w którym spędziliśmy ponad pół dnia.
Na dwóch rozłożystych piętrach, po 50 pomieszczeń każde, mieści się naprawdę dużo eksponatów Egiptu ery faraonów – od czasów sprzed Menesa aż po okres grecko-rzymski. Jeśli chciałoby się poświęcić każdemu obiektowi chociaż minutę czasu, trzeba byłoby spędzić w muzeum… dziewięć lat! Ale i tak wygląda na to, że co lepsze “kawałki” rozszabrowali Brytyjczycy i Francuzi.
W mojej opinii, samo muzeum nie powala na kolana. Nie mówię tu już o samym rozłożeniu wystawy, tylko z grubsza przypominającym coś, co można uznać za porządek w europejskim pojęciu tego słowa. Przekonaliśmy się wielokrotnie (i zdążyliśmy się na szczęście przyzwyczaić), że w Egipcie, w praktycznie każdej kwestii, logika jest opcjonalna. W takim muzeum – o sławie bądź co bądź mjędzynarodowej – eksponaty na przykład są sporadycznie (a jeśli już, to kiepsko) opisane. I gdyby nie fragment z Lonely Planet, nasze zwiedzanie sprowadziłoby się w głównej mierze do bezmyślnego gapienia się na gigantyczne posągi, ozdobną biżuterię i kamienne płyty z wykutymi hieroglifami.
A’propos tych ostatnich, Ewa czytała mi dzisiaj, co zawierają niektóre tablice. Okazuje się, że zna się na piśmie staroegipskim bieglej niż sam Champollion. Oczywiście, stwierdziłem to już po tym, jak omal nie umarłem ze śmiechu w trakcie słuchania czytanych przez nią historii. :)
Jednak nie można odmówić temu muzeum jednej gigantycznej (oczywiście, dodatkowo płatnej…) atrakcji, jaką są dwie sale z w sumie kilkunastoma mumiami wyjętymi z grobowców. Widok szczątków… Nie, to nie jest dobre słowo… Widok idealnie zakonserwowanych zwłok sprzed tysięcy lat jest naprawdę niesamowity, choć trochę jak z horrorów. W sam raz na Haloween. I tylko przez moment zastanawiałem się, gdzie jest granica między badaniami naukowymi a bezczeszczeniem zwłok. Co, oczywiście, w najmniejszym stopniu nie odebrało mi przyjemności płynącej z możliwości obejrzenia tak unikalnej ekspozycji. :)
Kończę już dzień tym wpisem. Czuję się trochę pokrzywdzony, bo tutaj nie było zmiany czasu i nie “zarobiłem” tej godziny, na którą tak bardzo liczyłem. Nie cierpię wstawać wcześnie rano, bo potem chodzę niewyspany przez cały dzień. A poza tym jestem na wakacjach, tak? Niestety, jutro o 7:00 mamy samolot do Aswanu. Ktoś się orientuje, czy Air Egypt często się rozbija? Bo jeśli chłopaki latają tak, jak jeżdżą, to – cytując klasyków – Houston, mamy problem.
Pamiętacie pewnie, jak cwaniakowałem kiedyś, że skoro dałem sobie radę z bezkolizyjnym prowadzeniem auta w Ammanie w Jordanii, to już żadne miasto mi nie podskoczy. Po niecałych trzech dniach w Kairze wiem już, jak bardzo się myliłem…
Kiedyś myślałem też, że New Delhi jest (dosłownie) zabójcze dla przechodniów. Kolejny błąd z mojej strony.
Powiem tak: Egipcjanie słyszeli o czymś takim, jak przepisy ruchu drogowego.
Ale tylko i wyłącznie w dowcipach…
Na koniec sprostowanie do porannej videonotki, dokładniej: do wagi piramidy Cheopsa. 2,5 miliona kamieni po 2,5 tony każdy to nie aż 7 milionów, a tylko 6,25 miliona ton.
Tak, użyłem kalkulatora w iPhonie’ie. :)
poniedziałek, 31. października 2011
w Londynie w British Museum można podziwiać właśnie te rozszabrowane cuda. Mają też pokaźną “kolekcję” mumii. Plusem jest to, że to muzeum jest za darmo :D Ale też nieswojo się czułam mając świadomość tego, że to są, byli, ludzie… Chociaż i tak mumie pewnie nie umywają się do wystawy poświęconej ludzkiemu ciału jaką można zobaczyć w Nowym Jorku. Jako eksponaty służą spreparowane ludzkie ciała, czasem przecięte na pół, czasem całkowicie obrane ze skóry.Ponoć koło 400 ciał. brrrr…
wtorek, 1. listopada 2011
Powiem Wam, że na studiach obierałam średniowieczne buty z resztek ludzkiej skóry… To była jedyna rzecz, która mnie naprawdę “ruszyła”.
Ewa gratuluję zdolności lingwistycznych :) A Tomku Tobie – reporterskich :)
pozdrawiam Was
środa, 2. listopada 2011
Dokladnie Sylwik! Do dzisiaj pamietam i ze wzruszeniem przypominam sobie chwile wizyty w londynskim muzeum. Pamietam jaka ogromnie zaskoczona bylam ogromem oraz iloscia tego zagrabienia.:) Niestety tutaj te cuda kosztuja sporo, i to nie tylko muzealne…Agato! Co do moich zdolnosci to ekhm pewnie niejeden z tych sciennych faraonow umarlby po raz drugi…ze smiechu.:) Ale przy kolejnych ruinach i skwarze slonca udziela mi sie takie wlasnie lingwistyczne poczucie humoru.:) Rowniez pozdrawiamy!