Herbata, herbata i jeszcze trochę… truskawek ;)
Po odnalezieniu dokumentów Ewki przejechaliśmy na południowy wschód – do Tanah Rata w Cameron Highlands. Jechaliśmy tranzytem przez Ipoh, a ja akurat byłem w trakcie lektury Czarnej linii Jeana-Christophe Grangé’a. Kto czytał, wie o co chodzi. Kto nie czytał – polecam! (Jak zresztą każdą książkę tego autora. Ale akurat akcja Czarnej linii rozgrywa się w Malezji.) Aha! W międzyczasie opuchlizna z nóg mi zeszła – równie nagle, jak się pojawiła. Do dziś nie wiem, o co chodziło… :)
Cameron Highlands to świeże, górskie powietrze, truskawki i ogromny przemysł herbaciany. Plantacje są wszędzie, ale głównie na zboczach wzgórz, od których nazwę wzięła cała okolica. Włócząc się po okolicach Tanah Rata – tego spokojnego, choć turystycznego miasteczka położonego na wysokości ponad 1300 m n.p.m. – czasem na butach, czasem “stopem”, odwiedziliśmy plantację truskawek oraz fermę motyli i innych owadów.
Zwiedziliśmy również fabrykę herbaty, gdzie poznaliśmy kilkustopniowy proces produkcji. I oczywiście wypiliśmy po filiżance czy dwóch tego pysznego napoju. A do dziś mamy jeszcze w szafce resztkę zakupionej tam, czarnej BOH Special Blend.
Była też dżungla, a właściwie jej namiastka. Prawdziwą dżunglę poznaliśmy dopiero w Taman Negara. Ale o tym jutro…
Przy okazji: wiem, że obiecywałem pisać i wrzucać fotki codziennie. Weekend oczywiście wziąłem sobie wolny. Ale spytacie pewnie, co z poniedziałkiem i dniem wczorajszym. A ja odpowiem, że – jak zwykle – zwaliło się na mnie z początkiem tygodnia parę terminowych spraw i najpierw nie bardzo miałem czas, a potem – ochotę siedzieć przy komputerze. W każdym razie, wracam do publikowania fotek z Tajlandii, Malezji i Singapuru.
środa, 11. sierpnia 2010
No tak, jeden z najprzyjemniejszych regionów Malezji, jaki udało się nam odwiedzić. Przyjemne, górskie powietrze i…hinduska kuchnia na liściach bananowych! :)
Pamietam jeszcze stamtąd dwie rzeczy: 1) ogła i nitka czasem przydaja sie w podroży, 2) jednego dnia lało jak z cebra i nijak nie dało sie wyjść z hostelu, stąd drugi, bezdeszczowy dzień zwiedzania, był dość intensywny. A trasy pomiędzy zielonymi, pięknymi wzgórzami, krętej i wspinającej się wysoko w rozklekotanym autobusem oraz kukurydzy na dworcu w Ipoh chyba nigdy nie zapomne.:D