Welcome to India
Welcome to India – powiedzial nasz fantastyczny taksowkarz i wywiozl nas nastepnie nie wiadomo gdzie! Czyli zgodnie z planem i wszelkimi opowiesciami wyczytanymi w sieci. Zostalismy zawiezieni do Tourist Information Office, gdzie mielismy “dowiedziec sie”, jak dojechac do naszego hotelu.
Oczywiscie byla to bzdura i nasz taksowkarz chcial nas zawiezc do swojego znajomego. Jednak Tomek szybko zalapal “hinduskie metody przekonywania” (sciemniania) i powiedzial, ze w hotelu, do ktorego chcielismy dojechac, czeka na nas znajoma – i tutaj z powazna mina dodal, ze ta znajoma nazywa sie… Marta Pacek :) Ja w tym czasie siedzialam dzielnie w samochodzie naszego taksowkarza pilnujac bagazy. Wobec takich argumentow zostalismy odwiezieni do wlasciwego hotelu, a po drodze “uratowalismy” lekko juz przerazona parke Hiszpanow z rak rownie “uczciwego” taksowkarza jak nasz, ktory wozil ich pewnie po calym Delhi, twierdzac, ze nie zna drogi do hotelu. No, ale jak to nasz taxi driver powiedzial: “W Indiach najwazniejszy jest usmiech”, w zwiazku z czym z usmiechem i zlosliwa satysfakcja zabralismy wyzej wymienionych Hiszpanow do naszego hotelu, gdzie przy okazji wynegocjowalismy na wstepie znizke, a Pierzchala zdobyl swieze przescieradla. Aha, z hotelu wynosimy sie jutro, bo warunki sa… hmm… nieco inne niz w ofercie. No, mocno nieco inne:)
Wlasnie jestesmy po spacerze po Main Bazaar, widzielimy juz krowy (ale spaly, bo jest trzecia w nocy :)) i mamy wizytowke od kolejnego – tym razem (jak sam o sobie twierdzi) uczciwego taksowkarza. Welcome to India :) – nic dodac, nic ujac.