Miesiąc jawajski: Bromo – na wulkan marsz!
Jawa to rejon słynący z rolnictwa. Uprawy ryżu, kukurydzy, orzeszków ziemnych (mmm… ten pyszny sos), herbaty czy trzciny cukrowej i kakaowca, to tylko niektóre przychodzące mi na myśl. A skąd takie gleby? Każdy z nas pamięta z podstawówki, że gdzie wulkany, tam żyzne gleby!
Wulkanów na Jawie nie brakuje. Najwyższym jest Semeru, najaktywniejszym –Merapi. Do najbardziej popularnych turystycznie należą Bromo i Kawah Ijen. Ten pierwszy ze względu na położenie i wygląd oraz kosmiczne otoczenie. Ten drugi ze względu na siarkowe jezioro i pracę wydobywczą przy nim.
Dziś o tym pierwszym. A dlaczego taka kolejność? Powodem nie jest wyłącznie fakt, że ten wulkan, zmierzając w kierunku Bali, jest pierwszy po drodze. Natchnęła mnie pogoda. Ta dzisiejsza, za oknem, nastroiła mnie, by wybrać właśnie Bromo. Kiedy tam zawitaliśmy, 12 kwietnia zeszłego roku, pamiętam jak dziś, że było dżdżysto, zimno jak diabli, a gwiazd ciężko było dopatrzeć się na nieboskłonie. Skąd dokładnie pamiętam datę? Otóż wychodząc wieczorem z naszego pokoiku we wiosce Cemoro Lawang niedaleko Probolinggo, wzdychałam, że może jednak następnego dnia nie będzie padać i zobaczę ładny wschód słońca z Semeru w tle. W końcu 13 kwietnia to urodziny Tomka – i tak jakoś nie wypada, żeby niebo było zachmurzone; żeby nic nie było widać. Kiedy w okolicach godziny 2:30 wychodziłam z pokoju, by wskoczyć do dżipa, który podwiezie nas pod szlak, mogłam odetchnąć z ulgą. Gwiazd było mnóstwo, chmurki żadnej, a zwiastowało to tylko jedno – piękną pogodę na cały dzień.
O tym jak przewrotna i złośliwa potrafi być ta pogoda, miałam się przekonać trochę później.
W dniu, który mieliśmy przeznaczony na plądrowanie okolic Bromo, pogoda była taka:
[Not a valid template]